Edward Snowden, najsłynniejszy amerykański szpieg w
poszukiwaniu wolności słowa, poszanowania praw człowieka oraz sprawiedliwości
postanowił zwrócić się do ojczyzny wszystkich wspomnianych wyżej wartości:
putinowskiej Rosji. Już to doskonale pokazuje, jakie cele przyświecają wielce
oświeconemu informatykowi.
Wielu ludzi na całym świecie broni Snowdena jako obrońcę
prawdziwej demokracji. Jest dla nich idolem, który postanowił poświęcić swoją
karierę na rzecz milionów ofiar amerykańskiej inwigilacji. Moim zdaniem Edward
Snowden jest nikim innym, jak tylko marnym zdrajcą. W imię powszechnej sławy
oraz, prawdopodobnie pieniędzy od tajnych służb zagranicznych państw zdecydował
się ujawnić tajne informacje, które codziennie ratują życie wielu Amerykanów.
Wątpię w jego wspaniałomyślność: prawdopodobnie zrobił to, aby uzyskać
publiczną sympatię i uniknąć standardowego w takich przypadkach rozwiązania,
czyli wysłania za nim agenta CIA, który skutecznie rozprawiłby się ze zdrajcą.
Z tego wszystkiego tylko jedna rzecz przywraca mi wiarę w
ludzi: to, że polski rząd nie zgodził się przyjąć zdrajcy na naszą ziemię.
Oczywiście, nie była to jego suwerenna decyzja, ale to, że nie przeszkadzają w
słusznej sprawie to już coś, jeden z większych sukcesów Donalda Tuska.